Wycieczka do parku Miniatur w Inwałdzie
Czerwiec jest okresem, kiedy większość szkół udaje się na wycieczki, aby wynagrodzić swoim wychowankom trudy całorocznej ciężkiej pracy. Nasza szkoła również skorzystała z tej możliwości i wczesnym rankiem w piątek 6 czerwca dzieci z klas I-VI wyruszyły do Parku Miniatur w Inwałdzie. Większość osób była tam po raz pierwszy, więc śmiało można powiedzieć, że wielki plac, naszpikowany atrakcjami dla najmłodszych i tych trochę starszych, przypadł wszystkim do gustu.
Miła pani pilot zadbała o to, by wszystkie punkty wycieczki zostały zaliczone o czasie i dały uczestnikom jak najwięcej satysfakcji. Zaczęliśmy więc zwiedzanie od części turystyczno-dydaktycznej – od spaceru po Parku Miniatur. Zabawnie było widzieć wieżę Eiffle`a niewiele większą od drzewka owocowego czy dotknąć swobodnie kopuły wieńczącej Bazylikę św. Piotra w Rzymie. Nauczyciele z zadowoleniem przyznali, że większość obiektów została rozpoznana, a nawet czasem prawidłowo umiejscowiona na mapie świata. Kolejnym przystankiem (do którego wiodła dość długa, lecz na szczęście prosta droga) był okazały zamek obronny, w którego ogrodzie można było podziwiać stado sympatycznych smoków. W średniowiecznej wiosce uczniowie mogli zobaczyć i wypróbować dawne metody kowalskie, tkackie i garncarskie. Na pamiątkę przywieźliśmy nawet stalowe serduszko własnoręcznie wykute przez naszych uczniów. Następnie udaliśmy się na dziedziniec zamku, gdzie mogliśmy podziwiać ówczesną toaletę, pokój damy, salę tortur oraz przepiękny widok na otaczające budowlę zielone pagórki. Po tej części edukacyjnej przyszedł czas na bardzo wyczekiwany pobyt w parku rozrywki. Rozpoczęliśmy go od wizyty w kinie 5D, gdzie metalowy wagonik zabrał nas w podróż przez mroczne podziemia. Dobrze, że na sali było ciemno, ponieważ nikt potem nie chciał się przyznać do tego, że krzyczał przy ostrzejszych zakrętach. Po seansie nie pozostało już nic innego, tylko korzystać do woli z atrakcji – karuzel, zdalnie sterowanych samochodzików, wielkiej zjeżdżalni, tunelu strachu, spływu rwącą rzeką czy bogato wyposażonych sklepów z pamiątkami. Kiedy wszystkie te punkty zostały zaliczone, naszedł czas na odwiedzenie ostatniego w planie wycieczki miejsca. Było to mini zoo, do którego udaliśmy się kolorową ciuchcią. Tam, w labiryncie ścieżek wiodących w górę w i w dół trawiastych pagórków, dokarmialiśmy krowy, owce, osły, króliki, podziwialiśmy dostojne strusie, a nawet nieśmiałego małego kangura. Na deser tego pełnego wrażeń dnia każdy z uczestników mógł przejechać się na koniach.
Powrót autokarem do domu dla wielu oznaczał miłą drzemkę lub pozwolił podzielić się emocjami z kolegami, z którymi już niedługo przyjdzie się rozstać na dwa miesiące wakacji.
Opracowała Aleksandra Olczyk
